O pasji do kolekcjonowania wosków i nie tylko. Rozmowa z Sebastianem Bęckim

O pasji do kolekcjonowania wosków i nie tylko. Rozmowa z Sebastianem Bęckim

Woskowa pasja rozwija się w naszym kraju bardzo dobrze i nie brakuje nam kolejnych rozmówców do cyklu o woskomaniakach! Dzisiaj chcielibyśmy zaprosić Was do rozmowy z Sebastianem Bęckim. Sama rozmowa jest (jak zwykle) długa, więc nie przedłużając, jeśli chcesz poznać kolejną woskową historię i dowiedzieć się jakie unikatowe produkty ma w swojej kolekcji Sebastian, zapraszamy do lektury!

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z woskowaniem?

Moja przygoda z woskowaniem zaczęła się gdzieś około 2012 roku, może nawet wcześniej.  Moim pierwszym samochodem była Honda w czerwonym uni. Lakier mega niewdzięczny, bo po pierwsze bardzo miękki, a po drugie, ciężko go utrzymać w nienagannym stanie.

I zaczęło się dosyć niewinnie. Moim pierwszym woskiem był Turtle Wax w płynie, który zapalił we mnie iskrę do dbania o auto. Później szukałem czegoś nowego i w ręce wpadł mi wosk z firmy K2, nic specjalnego, ale to był mój pierwszy twardy wosk. Od tego czasu już poszło z górki. 

Jako że w Kaliszu miałem pod nosem sklep firmowy Meguiar’s to naturalnym wyborem były ich produkty. Ultimate Compound do dzisiaj wspominam miło, w połączeniu z padem Tricolor potrafił czynić cuda na miękkim lakierze Hondy. Wtedy też kupiłem ich woski — Ultimate Paste Wax i NXT. Jako amator oczywiście dawałem ich zdecydowanie za grubo. Wtedy nie wiedziałem, że jak dam cienką warstwę to docieranie będzie o niebo lepsze. Co człowiek się namęczył przy docieraniu to moje, ale efekt końcowy zawsze dawał mi mega satysfakcje, ale jak to bywa ze wszystkim, szukałem czegoś nowego.

Kolega z forum sprzedawał mi wosk 915  nieznanej mi wtedy marki Collinite, który do dnia dzisiejszego posiadam. Wosk urzekł mnie wtedy prostotą aplikacji i łatwością docierania, a przy tym bardzo dobrze trzymał się na lakierze. Od tamtego czasu moja przygoda zarówno z detailingiem, jak i woskami bardzo się rozwinęła, zacząłem testować różne produkty, kupować coraz to nowe woski. Aktualnie mam bardzo dużą kolekcję nie tylko wosków, ale również chemii.

To jak duża jest Twoja kolekcja?

Dosyć duża, bo mam już coś ponad 300 wosków.

Jest w czym wybierać! A masz spośród tych produktów jakieś swoje ulubione?

Moją ulubioną marką wosków jest HBS (Hugo Brown Sauce) - woski robione ręcznie w krótkich seriach, przez co stają się wyjątkowe już na starcie. Fantastycznie pachną i przy tym każdy wosk jest inny i unikatowy. 

Ale muszę przyznać, że nie poznałabym tylu ciekawych wosków gdyby nie jedna osoba. Chodzi tu o Daniela Tomaszewskiego, z którym poznałem się na forum Kosmetyka Aut. On wprowadził mnie w zupełnie inny świat wosków. Zaczęło się niewinnie, bo odkupiłem od niego Chemical Guys Insta Wax. Wtedy też wspólnie z Danielem, Piotrkiem i Mateuszem Antoszewskim zamówiliśmy z Anglii woski Wax Planet. Było to bardzo duże zamówienie, bo kupiliśmy wszystkie dostępne woski tej marki. Założyliśmy grupę „Nawoskowanych”, gdzie dołączył do nas Krzysztof, Krystian i Tobiasz, i od tamtego czasu wspólnie kupujemy woski z całego świata. 

Co do wosków, tak jak wspomniałem uwielbiam woski HBS, Dodo Juice, Wax Planet czy Zymol. Z polskich producentów to oczywiście Funky Witch, bardzo lubię te woski. I woski FIREBALL też są fajne, proste w użyciu, przyjemne i fajnie pachną, marka traktowana po macoszemu na naszym rynku przez ich cenę i mały prestiż jednak woski nadrabiają efektem końcowym, a wisienką na torcie są ich niepowtarzalne przezroczyste opakowania. Nie ograniczam się do jednej marki, a samo posiadanie tych wosków, obcowanie z nimi czy po prostu otworzenie i powąchania sprawia mi dużo frajdy.

Mam dużo wosków niedostępnych w Polsce, są one wyjątkowe dla mnie i daje to ogromne poczucie ich wartości. I to jest cały ten fun zbierania, że ma się coś unikalnego, coś, czego jest bardzo mało na świecie albo trudno dostępnego.

Właśnie jedna kwestia to samo woskowanie i przyjemność z tego procesu, ale sporo frajdy można mieć właśnie z samego kolekcjonowania, szukania unikatów…

Dokładnie, nawet niekiedy nie trzeba tego wosku używać. Już samo otwarcie i powąchanie daje dużo frajdy. Sama świadomość posiadania wosku, którego jest, powiedzmy, 20 sztuk na świecie daje pewnego rodzaju satysfakcje i dumę. A możliwość nawoskowania samochodu takim woskiem sprawia, że ta czynność nie jest tylko woskowaniem, ale czymś więcej co napawa człowieka szczęściem oraz satysfakcją.

To możesz podać przykłady takich unikatowych wosków w Twojej kolekcji?

Tak pierwszy to specjalny wosk robiony na zamówienie u Hugo Browna na mój ślub. Wosk, który fantastycznie pachnie i dał niesamowity wygląd mojemu samochodowi w tym szczególnym dla mnie dniu. Nałożyłem wtedy 6 warstw tego wosku, i jedną warstwę wosku, który dostałem w prezencie z okazji ślubu. Specjalnie poprosiłem Hugo o to, żeby ten wosk był w miarę łatwy do dotarcia i naprawdę się postarał. Wosk wydawał się bardzo oleisty, nakładał się bez większego problemu a samo dotarcie to czysta przyjemność. Połączenie dwóch kolorów wosku, do tego dwa zapachy, które się uzupełniały, to sprawiło, że woskowanie było czystą przyjemnością, a zapach wosku unosił się jeszcze długo po dotarciu.

Drugi wosk dostałem od chłopaków „Nawoskowancyh” z okazji mojego ślubu i jest to też wosk unikatowy zrobiony specjalnie dla mnie i z piękną etykietą. Wosk jedyny w swoim rodzaju, który skradł moje serce. Zapach prosseco, do tego oleistość sprawiła, że jest ten wosk niepowtarzalny. Jeszcze nigdy nie udało mi się nawoskować auta jednym nabraniem produktu na aplikator, a tutaj to się udało.  

Trzeci to Zymol Fantasy, wosk,  który nie jest już produkowany, ponieważ ewoluował w Zymol Titanium. Udało mi się  go kupić w Ameryce — nowy, zaplombowany. Prawdopodobnie w Polsce są tylko dwie sztuki, z czego tylko moja jest nieotwierana.

Fajnie mieć w kolekcji takie wyjątkowe produkty, z którymi wiążą się miłe wspomnienia. 

Oczywiście, że tak, miłych wspomnień mam dużo więcej i samo szukanie wosków sprawia mi dużo frajdy. Jako angdote mogę dodać, że kiedyś obdzwoniłem wszystkie sklepy detailingowe w poszukiwaniu wosku House Of Wax Sapphire w dużym opakowaniu które zostało wycofane. Już miałem zrezygnować, ale przy ostatnim sklepie udało mi się kupić prawdopodobnie ostatnią sztukę w Polsce.

To faktycznie wykazałeś się determinacją, aby zdobyć ten produkt.

Oj tak, jeżeli chodzi o szukanie takich rzeczy, to potrafię się zmobilizować i przejrzeć cały Internet.

Czyli udało Ci się w ostatnim momencie! A skoro masz taką sporą kolekcję włosków, to pewnie jak nadchodzi czas woskowania, ciężko jest się zdecydować którego produktu użyć. W jaki sposób dobierasz wosk do lakieru?

Czasem jest to po prostu kwestia przypadku i biorę wosk, który akurat mi wpadnie w oko. Aczkolwiek niekiedy bawię się tak, że jak mam samochód z czerwonym lakierem, to biorę wosk, który ma czerwoną barwę, na przykład Zymol Rogue. Ale zdarza się, że wezmę to, co mam pierwsze na półce. Inaczej jest w przypadku, kiedy wiem, że to auto długo nie będzie woskowane, to wtedy staram się wybrać trwalsze woski, ale niekoniecznie te oczywiste.

Udało Ci się przetestować wszystkie woski ze swojej kolekcji?

Oj nie, dużo jest nieotwartych wosków, bo nie jestem w stanie wszystkich użyć. Cześć to woski na specjalną okazję, typu ten wosk od Hugo stworzony na mój ślub.

Jednak staram się sukcesywnie co jakiś czas brać inny, nowy wosk, żeby zobaczyć, jaka jest różnica. Niekiedy też wracam do starych klasyków sprzed lat, aby wspomnienia wróciły. Niekiedy człowiek wróci do wosku, który uważał w tamtym okresie za przeciętny, trudno docierający się a z upływem lat i nabraniem nowych umiejętności nabiera ten wosk nowego oblicza.   

Dobrych produktów jest całkiem sporo, więc faktycznie czasami musi być ciężko się zdecydować czy pozostać przy klasyce, czy spróbować czegoś innego. A powiedz, jaką preferujesz technikę aplikacji wosków? Aplikujesz woski ręcznie czy wolisz użyć aplikatora?

Nie przekonała mnie aplikacja dłońmi. Dużo przyjemniej aplikuje mi się woski aplikatorem. Szczególnie lubię te płaskie typu „słoneczko”.

A z perspektywy czasu dostrzegasz błędy, które popełniałeś kiedyś przy woskowaniu?

Oczywiście. Pamiętam moje pierwsze woskowania jak weszła do Polski marka Soft99. Ludzie się tym trochę zachłysnęli, i ja oczywiście też, bo wiadomo nowość, to trzeba było kupić. Kupiłem sobie wtedy King Of Gloss i ten wosk nie wybacza błędów. Jeżeli da się go zdecydowanie za grubo, to docieranie potrafi sprawić dużo problemów. Nawet z Fusso jest mniejszy problem.

Za dużo wosku to zdecydowanie zła technika. Ewentualnie, za długo wosk leżał na lakierze i wtedy też bywały problemy. Niekiedy jest lepiej robić panel po panelu niż nawoskować całe auto i dopiero docierać. A ja zwykle robiłem tak, że aplikowałem na całe auto i później zaczynałem docierać. Niekiedy to był duży błąd, bo niektóre włoski nie lubią jak się je przeciągnie w czasie, dlatego lepiej dotrzeć je szybciej.

To wszystko kwestia zrozumienia dobrze produktu.

Dokładnie, tak. Niektóre woski nie wybaczają błędów jak np. Good Stuff SiO2 Wax. Kiedyś pamiętam, że zaaplikowałem go na całe auto i zacząłem docierać. Nie powiem, było to dość kłopotliwe. Zrozumienie wosku jest kluczowe i warto jest na początku zrobić test na panelu, żeby sprawdzić kiedy go docierać. Wtedy woskowanie to czysta przyjemność.

A w jaki sposób przygotowujesz powierzchnię przed woskiem? Preferujesz stosowanie dedykowanych cleanerów czy odtłuszczanie i aplikację na jałowy lakier?

Na pewno warto używać cleanerów, bo lakier zostaje oczyszczony, a przy okazji możemy usunąć drobne zarysowania. Ale to zależy od tego, czego ja oczekuję od wosku. Jeśli nie zależy mi na trwałości, na przykład w okresie wiosna, lato, to zwykle nie odtłuszczam cleanerów, żeby osiągnąć najlepszy efekt wizualny i ukryć defekty. A jeśli zależy mi na trwałości, to po cleanerze odtłuszczam powierzchnię. 

Nawet robiłem kiedyś testy porównawcze, na której powierzchni wosk poleży dłużej – na cleanerze czy na jałowym lakierze. I zależy jaki wosk, niektóre, na przykład Fusso lubi jałową powierzchnię i po odtłuszczeniu dużo lepiej siedzi. Ale niektóre woski wolą jak jest cleaner pod spodem. Testowałem Infinity Wax Diablo, miło mnie ten wosk zaskoczył, bo okazał się bardzo trwałym woskiem, a przy tym nie sprawia większego problemu z docieraniem.

Co do cleanerów to staram się używać różnych. Jednym z fajniejszych jest Dodo Juice, który zrobił bardzo dobry cleaner. Używam też Neoxal Primer — nadaje niesamowitej głębi lakieru i śliskości czy Auto Finesse Rejuvenate, który jest bardzo dobrym wyborem.

A używasz cleanerów dedykowanych do konkretnych wosków, na przykład z Zymola lub Swissvaxa?

Swissvaxem bawiłem się chwile tylko, Zymola jeszcze nie używałem. Ale oczywiście zamówię, bo HDC to klasyk.

Czyli to nie jest tak, że do konkretnego wosku zawsze używasz konkretnego cleanera tylko raczej sobie eksperymentujesz?

Tak, wszystko zależy jaki efekt chce uzyskać. Jeżeli chce zamaskować trochę rys, a jednocześnie nie zależy mi tak bardzo na trwałości to użyję Meguiars’s Ultimate Compound.
A z drugiej strony jest Dodo Jucie, który według mnie nawet poprawia trwałość wosków.​

A masz jakieś rady dla osób,  które chciałyby zacząć swoją woskową przygodę?

Po pierwsze — nie bać się, bo nie ma czego. Po drugie, cieniej znaczy lepiej, lepiej dać dwie cienkie warstwy niż jedną grubą, żeby nie namęczyć się z docieraniem.  A po trzecie, dużo wolnego czasu i odpoczynek w garażu zawsze mile widziany przy woskowaniu. Jest to pewna odskocznia i spędzenie sobotniego popołudnia na woskowaniu zawsze poprawiało mi humor.

Do tego pewnie trzeba jeszcze dodać, że później pieniądze łatwo z portfela znikają, jak człowiek się wkręci w tę woskową zajawkę.

O tak! Koniecznie gruby portfel i wyrozumiałą żonę bądź dziewczynę ;) Bo później są pytania: dlaczego znowu wosk kupiłeś? Ale to jest tak, jak z torebkami u kobiet, nie da się mieć jednej torebki czy jednej pary butów ;) Także drogie Panie nie krzyczcie na swoich partnerów, bo nie da się mieć za dużo wosków.

Każdy wosk jest wyjątkowy i posiadanie jednego wosku jest po prostu nudne. Warto jest mieć w swoim arsenale kilka wosków, aby każde woskowanie było czymś innym, dzięki temu sprawia to ogromną radość.

Kwintesencją woskowania jest właśnie ta zabawa z różnymi woskami. Cała przyjemność z woskowania to jak dany wosk zachowa się na danym lakierze, co też nie jest oczywiste. Jeden bardziej wybłyszczy, drugi przyciemni. Niekiedy nawet eksperymentowałem z kanapkami różnych wosków i efekt może zaskoczyć nie jednego. Nawet warstwowanie danego wosku sprawia, że lakier dostaje niesamowitej głębi i nasycenia. Cała ta zabawa to jest kwintesencja detailingu i nie warto zamykać się na stereotypy a właśnie eksperymentować, bo naprawdę warto!

Dokładnie, świetnie to podsumowałeś! Nie ma opcji, aby nie mieć co najmniej kilku wosków w garażu, jeśli ktoś naprawdę wkręci się w ten temat! Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Pokazałeś nam, że w woskowaniu można czerpać radość nie tylko z samej czynności, ale także z kolekcjonowania produktów. A bycie #DetailingObsessed może przybrać różne formy!